czwartek, 29 marca 2012

Jeszcze o SKRAPOWISKU...

Przeszukałam aparat w poszukiwaniu zlotowych zdjęć i niestety, znalazłam ich tylko kilka, ale za to z tej części warsztatów Czekoczyny, które zgubił jej aparat :) Myślałam, że będzie tego więcej - ba... wręcz byłam przekonana, że jest tego więcej, ale to był chyba fragment mojej sennej imaginacji. No cóż, zatem jeśli ktoś jeszcze ma ochotę powspominać Skrapowisku, oto mój wkład:


Różowych nagrzewnic było więcej niż gniazdek w sali, co wiązało się z koniecznością uruchomienia zbiorowego suszenia :) 






Poświęcenie przy pracy bardzo kolorowo widać na rękach Moligami


A to tylko ułamek tego, co powstało w trakcie warsztatów. Autorzy prac - jeśli tu trafią - proszeni są o kontakt, wtedy prace dostaną podpisy!



I na koniec moja praca. Pierwsza wersja saute - zanim zaczęliśmy to psikać, mazać, gruntować, cementować i co tam jeszcze można z tym zrobić... Druga wersja - chyba skończona, bo dalej pewnie można by psikać, mazać, gruntować, cementować...






 I choć myślałam, że jak po każdym takim wydarzeniu będę tylko wspominać "och jak fajnie to było robić, w domu tak nie potrafię..." to... a kuku będzie ciąg dalszy. Zapraszam!

poniedziałek, 26 marca 2012

Dwojaka natura powrotów

Wróciłam dziś z Łodzi, po sobotnim Skaropwisku, niedzielno-sobotnim After Party:) oraz niedzielnym oglądzie lokalnych staroci na obrzeżach giełdy samochodowej. Każde z tych doświadczeń mogłabym powtarzać w nieskończoność, z dwudniową częstotliwością. A zaczęło się tak... 

Przychodzę na Skarapowisko a tu kolejka, w której rozgorączkowane kobiety w wieku od 15 do ok 84 lat czekają na otwarcie drzwi i potem pędem wpadają do środka, żeby tylko zdążyć wpisać się na wymarzony kurs. Odetchnęłam z ulgą, że ja kurs u Czekoczyny zarezerwowałam sobie już wcześniej i teraz mogłam dla odmiany ruszyć szturmem z drugą grupą w kierunku scrapowych sklepów. Miałam wrażenie, że zupełnie przypadkiem wzięłam udział w amerykańskim Black Friday :D Właściwie nie wiadomo za co się łapać, czy brać na zapas czy tylko tyle ile trzeba - głowa bolała od dylematów... I wtedy usłyszałam jakąś dziwną rozmowę prowadzoną definitywnie w męskim dialekcie (a mężczyzn tam nie widziałam!) i... po chwili okazało się, że byli to malarze, którzy przemaszerowali po rusztowaniu na wysokości 6 piętra mieszkania mojej mamy i wyrwali mnie z błogiego letargu i sennych marzeń o scrapowaniu. Uff ubyło mi kilka dylematów związanych z zakupami ale teraz już na poważnie zaczęłam się szykować do wyjścia, żeby z sobotniej imprezy nie utracić choćby minuty! Dodam tylko, że skrapowisko śniło mi się przed i po - co jednoznacznie odczytuję, że rozłąka była zbyt długa i dużo pewnie się będzie teraz działo:)

O samym Skrapowisku i wszystkich after będzie trochę później (zajrzę do aparatu, co się dało uwiecznić). A teraz o tym co się działo w minionym tygodniu i jak rozgrzewałam się do sezonu.

Na początku potrzebne było mi coś ekstremalnego. Wtedy, rzutem na taśmę, znalazłam warsztaty u Enczy w ScrapStudio - 6 godzin kartkowania. Hmmm, kartki... robiłam mało, nigdy żadnej nie wysłałam... ale  uznałam, że to świetna okazja wyjść do ludzi i rozruszać palce. I tak, bez zobowiązań, bez żadnego konkretnego przeznaczenia powstały takie oto karteluchy:





Było cudnie i zamierzam to powtórzyć 1 kwietnia :D

Potem mierzyłam się z dwoma pracami, po które zgłosiły się do mnie sąsiadka i koleżanka męża. Potrzeba mi było takich wyzwań i spadły niczym gwiazdka z nieba. Dwie ramki - jedna jako dodatek do zaproszenia z poprzedniego posta a druga na prezent dla lubiącej rodzinne podróże dziewczyny (z racji kolejnych lat na własnym karku, każda osoba w podobnym wieku będzie nazywana dziewczyną lub chłopakiem - dzięki temu sama będę mogła zaliczać się do kategorii dziewczyn a nie Pań :).

No i tak to wyszło:






I na koniec minionego tygodnia mogłam wymienić półkę na biurku. Przy bezkrytycznej pomocy wujka (mężczyźni w sprawie stukania młotkiem zawsze mają coś do powiedzenia, najczęściej krytycznego :D) udało mi się skończyć ciężkie prace w pokoju. Voil la:


I na koniec wracając do tytułu posta. Lubię powroty do domu, w szczególności teraz gdy mam już swój kąt, który tęskni za mną niemalże tak samo jak ja za nim. I cieszę się, że mogłam teraz coś tu napisać. No i ta druga strona... chciałabym aby taki weekend trwał wiecznie, w Łodzi, we Wrocławiu (kurcze, nie dotrę tam w lipcu:( itp. gdziekolwiek, byle w takim fantastycznym otoczeniu i przy tak sprzyjających okolicznościach przyrody.

piątek, 16 marca 2012

Wieczorne garnkowanie...

ZACZNĘ OD PODZIĘKOWAŃ ZA ŻYCZENIA URODZINOWE, KTÓRE DOTARŁY DO MNIE PRZEZ FACEBOOK. NIE WIEM JAK WIELU JEST TAKICH DYLETANTÓW JAK JA - TZN OSÓB, KTÓRE NIE POTRAFIĄ Z FB KORZYSTAĆ - DLATEGO PODZIĘKOWANIA SKŁADAM TU:) BUZIAKI OGROMNE!!!

Wczorajszy dzień miałam w całości poświęcić na własne przyjemnostki (taki urodzinowy prezent dla siebie) - i co? i jak zwykle z planów nici :( O 11.40 tel ze szkoły, że dziecię źle się poczuło wiec warto byłoby go zabrać wcześniej ze szkoły...

Scrapowanie, a raczej tym razem kartkowanie odłożyłam, jak to onegdaj bywało na wieczór, późny wieczór, wczesną noc, późną noc... chyba nawet o wczesny ranek się otarło :)

No i poszedł garnek, a za chwilę będzie ramka na zdjęcie dla kogoś kogo rodzina urodzinowo wyśle w prezencie na "Gotowanie z Okrasą". Pierwsze motorki nakręcające do pracy przyszły do mnie z zewnątrz, za co jestem opaczności bardzo wdzięczna :)





Przy okazji tej pracy spisałam sobie prawdę nr 1 na temat mojego scrapowania. Jestem więźniem tematu. W kartce, scrapie - jeśli tylko daje się wychwycić temat przewodni, musi on znaleźć swoje odbicie w pracy. Bardzo trudno jest mi wtedy zrobić coś po prostu uniwersalnego, neutralnego, dobrego na każ∂ą okazję. To tyle filozofii na dziś. Przechodzę w fazę późnego wieczoru :)

czwartek, 15 marca 2012

Moje wielkie królestwo

Inaczej nie mogę nazwać miejsca, w którym od niedawna przyszło mi urzędować. Miejsce wymarzone, wyczekane, przemyślane niemalże w każdym drobnym szczególe :) Czekałam na nie ostatnie trzy lata - czyli od dnia gdy od fundamentów rósł nasz nowy dom. Jeszcze jednak po przeprowadzce musiałam długo czekać, aby się tu rozgościć, a całe scrapowe królestwo spakowane w kartonach czekało przez ostatnie 7-8 miesięcy by ujrzeć światło dzienne. Dziś, po raz pierwszy dzielę się moim szczęśliwym zakątkiem, moim HomeSweetHome vel HomeScrapHome:)

Kilka fotek, a gdyby ktoś miał ochotę ze mną poscrapować - zapraszam:)



W tym miejscu, pod ścianą stanie jeszcze jakaś nieduża sofa. Chwila odpoczynku przy kawie w miłym towarzystwie i moim ulubionym otoczeniu to kusząca perspektywa:)


A to półka, z której jestem szczególnie dumna:) Nietrudno chyba się domyśleć, że duma wynika z faktu, iż wykonałam ją samodzielnie - od A do Z.


Ta półka natomiast już wkrótce zniknie, i pojawi się nowa - również mojego autorstwa :) Na tym chyba zakończą się prace ciężkie...


No i mój magiczny stolik... Stolik maszynowy (zawsze marzyło mi się mieć dość miejsca, żeby na stałe postawić maszynę, nie składać komputera itp). Ale ten stolik ponadto jest... stołem przy którym, mam wielką nadzieję, będę miała okazję spędzać miło czas z innym zakręconymi scrapowo (i nie tylko) dziewczynami:)


Stolik zmienia się bowiem w blat roboczy dla min. czterech osób:) ta dam!


To chyba tyle na dziś, uff. A już za chwilę o tym, jak rozkręcałam się do pracy po taaak długiej przerwie :)

Pozdrawiam gorąco tych, którym udało się tu dotrzeć. Będę czekać na każde kolejne odwiedziny :)

w nowym miejscu, z nowym zapałem

Odkładanie, przekładanie, przenoszenie, pakowanie, porządkowanie... Od dłuższego czasu to słowa, które definiowały moją codzienność - ale to również słowa, które oznaczają całą masę pozytywnych zmian!

Zaczynając od najważniejszego - Nowego Domu (już zamieszkanego, choć jeszcze nadal urządzanego), przez mój własny ScrapRoom (który właśnie doczekał się swojej kolejki w urządzaniu) na Nowym Blogu kończąc. Wiele z tych zmian zaplanowane było już dawno, do innych się przymierzałam - ale w końcu plany się realizują a marzenia powoli spełniają...

Cały czas czekałam również na TEN dzień. Dzień najbardziej odpowiedni żeby po baaardzo długiej nieobecności wyjść na nowo w świat. To miał być dzień szczególny, choć nie wiedziałam na czym ta szczególność miałaby polegać. TEN dzień właśnie nastał:) Kolejne urodziny - to raz, piękne słońce za oknem - to dwa, dziecko bez płaczu wchodzące do przedszkola - to trzy. Pewnie znalazłoby się jeszcze kilka innych argumentów - ale niech sobie wiszą w powietrzu, nie będę próbować ich "dotknąć"

Teraz słówko o moim nowym miejscu TU, w sieci - niby słowa to tylko słowa, ale dla mnie ukryte w nich znaczenie ma ogromną moc. Chcę zatem zamieszkać w Moim Scrapowym Domu gdzie będę mogła Was gościć, zapraszać na pogaduszki, uraczyć kuszącym pomysłem, posilić nutą inspiracji. Mam nadzieję, że będziecie wpadać chętnie, chociażby tylko po to by powiedzieć "Cześć, miło wiedzieć że jesteś".

Choć jeszcze cały czas się TU urządzam, otwieram już teraz przed Wami moje nowe, wirtualne progi. Chwilę później będzie o tych, jak najbardziej realnych progach.

HOME SCRAP HOME uważam za otwarty!